Autor Wiadomość
Semeridorn
PostWysłany: Wto 16:05, 20 Cze 2006    Temat postu:

Żądacie opowieści? Chcecie się przekonać czy jestem godzien przystąpić do waszego bractwa? Ależ proszę! Lecz nie miejcie mi za złe tego, że opowieść którą snuć będę zmęczy Was i znuży… w końcu nie jestem wędrownym bajarzem. Nie potrafię ubierać w słowa swych myśli. Nie opowiem swej historii w piękny sposób. Bo i niewiele z tego, co mnie spotkało było piękne. Urodziłem się w małej wiosce w górach Haron jakieś dwadzieścia siedem wiosen temu, kiedy dokładnie tego nie wiem, zresztą to chyba nie jest takie istotne. Pytacie o nazwę wioski?... Nazywała się Duranii, ale wątpię byście kiedykolwiek o niej słyszeli. Już nie istnieje, spalono ją gdy byłem jeszcze dzieckiem. Wtedy właśnie straciłem ojca. Tak, wiem kto ją spalił… to byli orkowie. Ale może będę opowiadał po kolei. Mój ojciec był człowiekiem, natomiast matka elfką. Jak widać - odziedziczyłem więcej cech po matce, choć nie wiem czy jestem do niej podobny. Nie pamiętam jej. Ojciec mówił mi że zginęła podczas jakiegoś pogromu, jak miałem dwa lata. Mieszane związki nigdy nie cieszyły się aprobatą, szczególnie ze strony ludzi. Tak jak już wspomniałem, wychowywał mnie ojciec. Był znachorem, za strawę oraz srebrniki leczył ludzi i trzodę. Wiele się od niego nauczyłem. Całymi godzinami chodziliśmy po lesie i zbieraliśmy rożne zioła potrzebne do sporządzania wywarów. Opowiadał mi o świecie, o tym, że gdzieś poza Nowym Światem są krainy w których żyją dzikie plemiona i przerażające stworzenia. To właśnie on pierwszy pokazał mi rycinę przedstawiającą smoka. Pamiętam, że w chacie mieliśmy dużo ksiąg. Nie wiem jak się one znalazły w posiadaniu mojego ojca. Nigdy nie opowiadał mi o swojej przeszłości, gdy go o nią wypytywałem zawsze stawał się małomówny i zmieniał temat. Widać miał ku temu powody.
W zasadzie, gdy byłem dzieckiem niczego mi nie brakowało, naturalnie, niczego oprócz matki. Jednak nie mogę narzekać. Edularin - siostra mojej matki- również mieszkała w wiosce i traktowała mnie jak syna. Opiekowała się mną i chatą gdy ojciec musiał wyruszyć do jakiejś odległej wioski by komuś pomóc. Jedyne co niszczyło poczucie bezpieczeństwa były ciągłe potyczki z orkami. Wtedy nie wiedziałem czemu atakują nasza wioskę, przecież nic złego im nie zrobiliśmy. Nie rozumiałem ,że istnieją rasy które zabijają tylko i wyłącznie z rządzy krwi i dla zaspokojenia własnej potrzeby mordowania. Ale od tego czasu wiele się nauczyłem i zrozumiałem.
Pewnej wiosny, gdy miałem chyba piętnaście lat ,do mojego ojca przyjechał stary przyjaciel. Miał na imię Girim i był krasnoludem. Nigdy wcześniej nie widziałem krasnoluda i wydawało mi się śmieszne że on, będąc dorosłym, był tego samego wzrostu co ja. Kiedyś się go zapytałem jak to jest możliwe, ale on tylko zaśmiał się i odpowiedział że jemu to nie przeszkadza, bo gdy jest się małym wszystko wygląda na większe, co bardzo go cieszy, szczególnie gdy patrzy na sakiewką pełną monet. Co prawda Girim był niski, jednak nigdy nie nazwałbym go małym. Gdy przechodził przez drzwi chaty musiał to robić bokiem, bo był tak szeroki, że gdyby próbował wejść normalnie, to musiałby wyłamać futrynę. Co prawdopodobnie nie stanowiło by dla niego większego kłopotu, ponieważ był silny jak wół.
Girim mieszkał z nami przez pewien czas ale pewnego dnia powiedział ojcu, że kończą mu się pieniądze i musi wyruszyć ,by uzupełnić zapasy; zresztą tęskno mu do jakiejś krasnoludki i czas mu już w drogę. Wtedy właśnie dowiedziałem się że Girim trudni się dość nietypowym fachem. Zarabiał mianowicie polując na smoki. Jako ciekawy świata szczeniak oznajmiłem, oczywiście, że wyruszam razem z nim. Jednak ojciec nie chciał się zgodzić. Przez trzy następne dni wierciłem mu dziurę w brzuchu, łażąc ciągle za nim i stękając ,że będę się słuchał ,no i że ja musze zobaczyć smoka. W końcu Girim zlitował się nade mną i poprosił ojca, by się zgodził. Obiecał mu ,że nic mi nie będzie grozić ,bo wybiera się tylko bo banku „Złoty smok”, i że będzie się mną opiekował jak własną sakiewką, albo nawet bardziej. Ojca bardzo to rozbawiło i w końcu się zgodził, podszedł do mnie i powiedział - „chcesz synu zobaczyć smoka… dobrze, twój pierwszy smok którego ujrzysz jest bardzo rzadkim okazem, niemalże mitycznym, więc dobrze mu się przyjrzyj, choć nie wiem, czy właśnie o takiego smoka ci chodzi” - wtedy nie do końca zrozumiałem jego słowa. Tak czy inaczej wyruszyłem w swą pierwszą podróż wraz Girimem. To właśnie wtedy, kilka dni po tym jak wyruszyliśmy, spalono wioskę i zabito mego ojca.
Gdy wracaliśmy marzyłem tylko o tym , by powiedzieć ojcu że już wiem , co miał na myśli z tym smokiem. Skrupulatnie układałem w głowie całą opowieść relacjonującą moją podróż. To , jak zobaczyłem największy na świecie bank i małych śmiesznych ludzików którzy w nim pracują , i że już wiem że to są gnomy. Jak widziałem wielkie miasto , w którym żyje tyle ras i dziwnych zwierząt , że w głowie mi się kołowało gdy szliśmy razem z Girimem główną ulicą. No i że tam są brukowane ulice. Ciekawy byłem , czy ojciec widział kiedyś brukowaną ulice.
Jednak gdy dotarliśmy na miejsce, jedynym co zastaliśmy były zgliszcza domostw i świeże groby usypane wzdłuż drogi przecinającej wieś. Nie chcę już o tym opowiadać. Tak czy inaczej, zaopiekował się mną Girim, najlepszy przyjaciel mego ojca.
Wyruszyłem z nim w podróż w nieznane. Girim nauczył mnie wszystkiego , co wiedział o smokach. Nauczył mnie ich języka, jakie mają zwyczaje i jak je zabijać. Jednak ja zawsze miałem w podświadomości zakorzeniony przez mojego ojca szacunek dla życia. Dlatego nigdy nie brałem udziału w polowaniu na smoka, nie potrafiłem im zrobić krzywdy. Tak wiem… smoki są uosobieniem zła, przynajmniej w waszych oczach. Mówicie , że mordują i zabijają? Oczywiście… wszyscy to robicie, jednak was nie nazywają potworami i nie straszą wami dzieci. Powiem Wam tylko, że nie słyszałem by kiedykolwiek smok zabijał dla przyjemności lub zysku, czego nie mogę powiedzieć o Was. Dobrze już, skończmy ten temat.
Teraz wiem, że te wszystkie zrządzenia losu które mi się przytrafiły, stworzyły mnie tym, kim jestem teraz. Pytacie kim jestem…
Jestem treserem smoków.
Śmiejecie się , tak? Wyjrzyjcie więc proszę przez okno na dziedziniec. Przedstawiam Wam Dauro - mego wiernego przyjaciela , a zarazem zacnego przedstawiciela rasy, którą już niemal całkowicie wytępiliście. Dauro jest smokiem czerwonym, prawda że duży? Bez obaw, jest potulny jak baranek, chyba że ja każe mu inaczej.
A właśnie… z tego wszystkiego bym zapomniał… muszę przyznać że wciągnęła mnie ta Wasza gierka z opowiadaniem. Ale jak to mawiają, „co się odwlecze to nie uciecze”!
Drodzy rycerze i szlachcianki, proszę Was teraz o otworzenie swych sakiewek, torebek i kufrów, oraz (powiedzmy) o zdeponowanie ich zawartości u mnie.
Oznajmiam Wam, iż właśnie staliście się ofiarami kradzieży! I nie chwaląc się jam to uczynił.
Jakieś pytania?
mrok
PostWysłany: Czw 8:32, 08 Cze 2006    Temat postu:

No cóż kiedyś to stać się musiało.


Złożyłem Braciom tom co m do tej pory wydobyć zdołał jedynie swój miecz i zbroje skórzana zabrałem ze sobą. To już ostanie chwile. Rozejrzał się do koło,
- Ech długo pamiętać będę tę siedzibę.

W kominku lekko drwa strzelają a płomień lekko rozświetla wnętrze sali
, po ziemi snuła się mgła którą to wilgotne drewno stworzyło. Ściany ozdobione trofeami i skórami bestii. Widok ten przywołał wspomnienia.
W rogu sali leżała postać przykryta skórą niedźwiedzia, to Kronum
zmęczony po tygodniowej wyprawie ułożył swe ciało zmęczone. Ile to razy
to on leżał w tej sali wykończony ale jakże szczęśliwy.
Siadł jeszcze na swoim miejscu, to jego miejsce tak ciężko wywalczone,
po prawej zawsze siedział Manrok, wysoki i szczupły łucznik z krain jemu
nie znanych , zrozumieć się go nie dało ale w walce rozumielismy się bez
słów. Po lewej stronie Garnug zasiadał Orcze śmierdzące bydle jakże się nie znosili. Jeśli by choć mowę jego znał może by doszli komu co na sercu
leży jeśli on serce posiada.

Ściągnął z szyi krwawego skorpiona znak przed sobą na stole , poprawił swoje stary wysłużony miecz.
- Czas na mnie
Nikt tego nie usłyszał. Wstał, zrobił kilka kroków, stanął w progu rozpoztarł ramiona na obramowaniu drzwi,

- Pogoda wygód nie wróży ,ale to dobry moment.

Wyszedłem ze Smoczej Krainy zmęczony. Droga ku nowemu nie znana i długa zapewne będzie a kierunek ciężki do określenia.
Miejsce gdzie dotrzeć jego wola ino z opowieści znane i raz jeden poznał w drodze młodego kleryka ,który nadmieniał ze stamtąd pochodzi a tu jego nogi pokierowało by odmienną krainy obaczyć.
……
W z leśnego duktu na małą polanę wyszedł, drzewa coraz bardziej wycinką przerzedzone, a tak niechlujnie ze ino chłopi tak rąbać są wstanie i to naddatek siekierka co to dziadek na kamieniu ostrzył a od tamtej pory jeno butle odkorkowuje. Pomiędzy drzewami zabudowy zobaczył. Kroku przyspieszył i jakoś pewniejszy się zrobił.
Jak wryty stanał, sioło ubogie i małe obaczył, jeno za nim w oddali lekko za mgłą zamek wielki i piękny. Siedem wież strzelistych jak z kości zrobione i 2 mniejsze purpurą obłożone.
Czyżby to tak szybko ledwo tydzień temu swoich kamratów opuścił.
Poprawił plecak , sprawdził mocowanie miecza i dziarskim krokiem, jakoby szczypior na pierwsze nauki rychtunku , ruszył.

Gdy do pierwszego budynku ruszył i studnie minoł katem oka obwieszczenie obaczył. Uznał to za kolejne prawa do wyzysku chłopa w kolejnej krainie.
Pewnym krokiem wszedł do izby nad którym coś co kiedyś kagankiem na wino być musicale, jeno ów naczynie z cyny stworzone torturom licznym poddane zostać musiało.

-Witoj Ponie – w progu go gospodarz przywitał – coż cię podróżniku w graniczne progi przywlokło Jeśli spotkania czekasz strawę świerzą przygotuje bo na pewno nikt na Ciebie Panie nie czeka, a jeśli ma przybyć to pewnikiem nie dziś i długo czekoć go będziesz, jeśli ten ktoś istnieje
- wyczul w głosie pokurcza lekko szyderczy ton.
- A cóż ty Panie wiedzieć możesz skoro przy głuszy mieszkasz, zdala od pozostałej krainy.
- A wiele i ty byś wiedzieć mógł więcej jeśli byś znaki rozumiał.
- A rozumiem
- To czytałbyś co widzisz, na studni obwieszczenie wisze, drogi ci oszczędzę bo dobrze ci z oczu patrzy. Otóż Imperator Turniej Dla mistrzów swego świata zwołał i tydzień cały wojować będą.
- A niech no na Nobbwa, pięknie , wiec pójdę obejrzeć jak wielcy tego świata oręża krzyżu ja by imiona swe sławić.
- Buhaha - gromki śmiech wydobył się z brodatej mordy. Chyba Ponie nie wiesz gdzieś dotarł a idź, idź. Tylko powiedz mi jak Ty chcesz tam dotrzeć.
- Wiem ze daleko , ale podrocz kogoś kto bardziej życzliwym będzie podpytam.
- Panie, dalej nie pójdziesz
- Zatrzymać mnie chcesz, złapał pod tuniką miecz gotowy by czola zadanemu stawić
- Nie Panie Karina ta tarczą magii chroniona i tylko Imperator w swej łasce wpuścić Cię może, a jeśli przedostać się chcieć będziesz ściana ognia pochłonie twe myśli i ciało.
- Jak, przecież przynależysz do tej Kraina, a tu się dostałem i nic mnie zdołać nie pochłonęło.
- Słuchaj to graniczne miejsce do dalszej Twej drogi ta kraina to Forum się zowie.
Nic tylko klepnąć się w czoło ino miecz wcześniej puściwszy by kiedyś powtórzyć sobie co usłyszał, Kapłan którego niegdyś spotkał właśnie w to miejsce go kierował

- Panie jak z Imperatorem słowo zamienic
- Hohoho a tego się chyba nie spodziewaj , jednakże zapytać jego wole możesz. Trzeba swą osobę anonsom poddać poprzez zaklęcie magiczne.
- Gdzież ja to magiczne zaklęcie.
- A to Panie jedyne co proste Cię spotka w drodze do głębi kraju. Zaklęcie wyryte jest nad kominkiem w sali głównej. Wskazał mu największą z izb. Dorzucił drew do ognia; pojaśniało; w blasku dopiero obaczyć mógł szeregi znaków na ścianach wyryte.
- To kodeks, zimny jak stal, nie ubłagany jak góra, i krwawy jak bestie prastare.
Powiedział to tonem takim, że lekki dreszcz przeszedł mu nawet po płaszczu, jego słowa jakby z odległości brzmiały. Na pewno nie żartował.
- Te prawa znać musisz nim przed Imperatorem staniesz, usiądź i cierpliwie czekaj i wiedze zgłębiaj, to Twe zadanie Przybyszu.
Jednak w tej chwili gdy Imperator Wielki Turniej ogłosił i pewnikiem nie odpowie na twe wołanie zbyt rychło. Z całego kraju wszyscy się zbierają by są siłę i męstwo przed obliczem władcy okazać.

Siadł w kuckach, na środku sali, przed sobą plecak miecz położył. Plecak pod za plecami położył by w tej pozycji długo mógł wytrwać.
Oczyścił swe myśli, by prawa szybko w swą krew wpić.
Będę jak rzeka płynąć będę stale i cierpliwie i zawsze w kierunku który słuszny i właściwy. Rzeka biegnie tam gdzie natura każe , ta kraina to ma natura.
Dagan
PostWysłany: Śro 17:23, 07 Cze 2006    Temat postu: Radosna twórczość

W tym temacie, wstawiamy fajne historie, historyjki, opowiadania etc.
Czasem można bedzie sobie poczytać, a co!
Zacznę czymś krótkim, własnej produkcji, banalne ale Wink mnie sie podoba!

Rycerze siedzieli i prawili o ostatnich wyprawach, gdy to plugawili niewinne niewiasty, mordowali rabowali bo mogli, bo taka jest wojna. W miedzyczasie, jeden z synów tak zamordowanej niewiasty pałał ogromnym pragnieniem odwetu za swoją matke, dwie siostry i ojca. Dokładnie zapamietał symbole na tarczy rycerzy, wygląd hełmów pancerzy i twarzy. Trenował sam długo wydawało mu się ze bez problemu da im rade, wybrał dobry moment, byli pijani, pocichu prawie przez nikogo nie zauważony wszedł do karczmy, podszedł do karczmarza zamówił piwo i rzucił kilka brązowych po czym usiadł w rogu i powoli sączył piwo, czekał na ich ruch. Po kilku godzinach doczekał sie wkońcu odpowiedniej chwili dwoch z nich wyszło za potrzebą, karczma była prawie pusta, wstał, chwycił za klinge i powoli zaczął sunąc w strone oponentów...
Pierwsze cięcie wyszło mu idealnie, uderzył z dołu, pod ramie tego wiekszego ktory wydawał sie silniejszy- najłatwiejszą część mam za sobą, teraz moze byc tylko gorzej pomyślał- przeciwnik zwalił sie z zydla na ziemie a jego towazysz odskoczył od stołu i chwycił topor.
Młodzian spróbował ciąć na odlew z dolnej kwadry, przeciwnik bez wiekszego wysiłku uminął miecz i kopnął kolano skrzywdonego dziecka z taką siłą, że nawet było słychać chrzęst łamanych kości. Upadł, z bólu nie był w stanie myśleć logicznie wszystko dookoła wydawało mu sie rozmyte, jednak jak kubeł zimnej wody zadziałało ostrze na jego tętnicy szyjnej, zobaczył że "nieboszczyk" powoli podnosił sie z podłogi i z grymasem na twarzy mowił coś w strone wracającej dwojki kompanów.
-Co to będzie jak kiedyś postanowią zaatakować w głowe...
-Nie zrobią tego, jeszcze o czymś takim nie słyszałem, są na to za głupi...
Zwrócili na niego uwage:
-No i co, opłacało sie zadzierać z nami, swoją drogą strasznie długo zwlekałeś...
-...Cccc CO?
-Wiedzieliśmy że coś kombinujesz odkąd tutaj wszedłeś gnoju!
-...
-A i nie dziw sie, że Irm żyje... złamałeś mu ponoć zebro ale, to lepsze niż utrata życia- kolczuga chłopcze kolczuga...
-....
-Coś taki milczący w ostatnich chwilach swojego życia?
-...żebyście tak... żeby was piekło... wy sku***** wy
-To nie było miłe
Z uśmiechem na twarzy wbił sztylet w udo, niewiele wyżej nad pękniętym kolanem
-aAaAaaaa...
-O i to lubie słuchać, spiew dla moich uszu,
-To co wynosimy go...?
-zabierzcie go ja zapłace karczmarzowi za "straty" i milczenie
Złapali go i wywlekli przed karczme,
-Dlaczego nas zaatakowałeś- czyżby ktoś z twej rodziny zginął z naszej ręki?
Mowiąc to uśmiech na twarzy dodawał jego słowom makabrycznego wyrazu
-Daj spokoj, po co go pytasz, przecież to widać na pierwszy rzut oka
-Masz racje
Lekki ruch nadgarstka Irma, pozbawił życia cierpiącego, niepomszczonego chłopca, o ktorym nikt nie bedzie pamiętał...
No może karczmarz, ale tylko dlatego że dzieki niemu zarobił dodatkowe kilka srebrnych...

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group