Autor Wiadomość
Azazelia
PostWysłany: Wto 17:34, 13 Mar 2007    Temat postu:

Przekrecając łucznik "wysterowana" klapneła ciężko na łóżku.
Podparła dłonią głowę i zaczeła rozmyslać co by tu jeszcze nabroic .
Myślała myślała i nic nie wymyśliła .
Rzekła sama do Siebie zmarnowana :
- aj wszyscy śpią nie ma co nabroić
Zastygła w zamyślenia spogladając na wielką butlę Zajzajera
otrząsając się krzykneła sama do Siebie
- Wiem <klnie > wiem
Posprzątała ze stoliczka , umyła szklaneczkę i nalała Sobie czubatą działke
Sapneła pod nosem rozmażona
- Zdrowie
Polała jedna , drugą , trzecią , czwartą , piątą ........
Przełykając ostatni łyk ledwo co przytomna przysiadła przed szafą.
Przebierała , przymierzała , aż wreszcie dopasowała.
Po dłuższej chwili sprzędonej przy lustrze po cichutku wykradła się z części mieszkalnej zmierzając prosto do wyjścia .
Przy frontowych drzwiach przykucła majstrując przy zamyku .
Drzwi puściły a po Azie juz ani śladu , chwiejnym krokiem "potoczyła " się do pobliskiej karczmy.
Zamawiając zacne trunki poczuła wzrok na swoim tyłku , obróciła się i ujrzałą stolik przy którym zasiadali sami przystojni mężczyźni.
Uśmiechneła się do grona przystojniaków , którzy ją namówili żeby sie dosiadła ............ i tak zaczeły sie nocna eskapada
Vallathril
PostWysłany: Wto 16:47, 13 Mar 2007    Temat postu:

- No nie?
- No, tak, tak - Ramzo i Vallathril wymamrotali sennie. Była to trzecia godzina opowieści i wiedzieli, że gdy Zarth pyta "no nie?" to trza mu odpowiedzieć, inaczej będzie tak siedział i średnio dziewięć razy na minutę zadawał pytanie.
- Nu włośnie! TOK! - zawołał uradowany, pijany krasnolud. - włośnie tok, o czym to jo.. aaa, wim i wiecie... I ony se tam kopoli i kopoli, bo pragli siem dokopoć
- No co ty... dokopać, zaskakujące - wymamrotał na wpół przytomny łucznik. Siedział zrezygnowany jak nigdy, nagi tors kleił i zarazem świecił się od rozlanego zajzla, którego co tu dużo mówić, wmuszał w niego Zarth. Siedział na łóżku z podkulonymi nogami, brodę oparł na kolanach i nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w krasnoluda.
- NO WŁOŚNIE! dokopoć! mosz cholyrną racyję Vall - Zarth podał mu butelkę i wrzasnął radośnie - PIJ! PIJ! ... VALL BO SIEM OBRAŻE, TO NAJLEPSZY JAKIM UWARZYŁ W ŻYCIU, CAŁYM ŻYCIU - Zarth poczał rechotać, a jego śmiech przypominał głośne bulgotanie. Ramzo korzystając z okazji próbował przysnąć choć na chwilę, gdy nagle butelka trafiła go w ramię:
- Nu i jok łapiesz?! By siem zbiła o mały włos, cholibka! - wydyszał krasnolud teraz już lekko przestraszonym tonem. - Nu i jo mówił, że wiecie, kopoli, bo pragli siem dokopoć, dokopoć się pragli do... Mithrilu!
- ojej, do Mithrilu, to faktycznie... - wymamrotał Ramzo zmęczonym głosem.
- NU, MITHRIL! ALE! ... nieprzerywoj mie... - skarcił go natychmiasto Zarth i podał flaszkę - Chcieli siem tam dokopoć, a gdy już byly na samiusieńkim, powtorzom samiusienkim dnie jaskini do którowej siem dokopoli to poczeli... - Vall, Ramzo i Zarth wstrzymali oddech, chwila napięcia rozbudziła magusa i łucznika, którzy wpatrywali się z półotwartymi ustami w Zartha - poczeli... kopoć dalej. - ostatniemy słowu Zartha towarzyszyło głośne mlaśnięcie zawodu wydobywajacę się z ust łucznika. Ramzo rzucił się na łóżko zawiedziony.
- Wilka dziuro zostało wybito, a z tej wielkiej dziury, uderzoł w nich mrok, oślepiajoncom czerniom! No nie? - Zarth chrząknął cicho. - No nie?
- A! Tak, tak... tak.
- Nu włośnie! wrzucili tom tysionce pochodny i lampów! TY-SION-CE! I... i nico. Nico, nobo wicie, to była otchłań, ta, otchłań i nyco... A winc, postanowyli - Przerwał na chwilę pociągając łyk z butelki - musioł siem naoliwić - oblizał usta. - postanowyli zrobić to, czego nie chciely wczesniej poczynoć. Nu, w morde! nie chcieli.
- Co takiego?
- Ale ni przerywoj! - krzyknął Zarth. - Ech, Vall, Vall - poklepał łucznika po ramieniu - jaki ty jestoś cholibcia niewychowany - Łucznik spojrzał zmieszany nieco, krasnolud uśmiechnął się serdecznie, wziął łyk i poczał mówić dalej. - Musieli, musieli wezwoć ICH! TAAAK ICH! - Zarth ściszył wyraźnie głos, rozglądnął się wkoło sprawdzając czy nikt niepodsłuchuje. - Geomantów.
- A co to takiego? - wypalił Ramzo.
- Anu, to jyst, eno! był taki wiesz... zakon krasnoludów, oni się parali tym, wisz... magiom ziemi.
- Doprawdy, krasnoludy znają magię? - wydyszał wyraźnie podekscytowany czarodziej.
- Anu, a cożeś myśloł, że my tylko górnikomi jesteśmy?! - Zarth krzyknął wyraźnie wzburzony. - Po prawdzie, to nimo siem czym chwolić... Nu i ony tam przyjszli wreszcie, te geomanty i postawyly wielkom! o takom o jak dom cały! tok, tok! dom caaaały! pieczenć... wielkom pieczenć. Ogromnom.
- Zarth, znalazłem kiedyś pewne wzmianki o Geomantach - wymamrotał jakby od nie chcenia Vallathril, a oczy jego płoneły rządzą wiedzy. - Powiedz mi... co to jest... eee... "rytuał rudej gleby", dobrze mówie? tak, wierze, że to tak się zwało, a więc? - Zarth wzdrygnął się i jakby otrzeźwiał momentalnie, wstał powoli dopił zajzla, odwrócił się do drzwi i czmychnął za nie szybko.
- Nastepnym razem - wrzasnął z korytarza. - Ten no... roboto czeko! - Kroki ucichły w oddali. Ramzo już spał, ale Vallathril nie miał wcale na to ochoty, rzucił się na łóżko wpatrując w ciemny sufit swojej... i Ramza... komnaty. Rozmyślał o wielu rzeczach, o planach na przyszłość... myślal o tym od kilku godzin, gdy nieobecnie wpatrywał się w Zartha. Myślał od kilku dni, odkąd dostał wiadomość, że na kontynencie, na dalekim południu rozgorzała wojna i czekał na niego tytuł kapitana.
Łucznik wtulił głowe w twardą poduszkę rozmyślając o tym co mu przyniosą nadchodzące dni.
Rhudruanah
PostWysłany: Sob 3:33, 10 Mar 2007    Temat postu:

Otworzyła oczy czując na twarzy szorstkie, kocie opuszki. Wymamrotała coś pod nosem zdejmując z policzka łapę Kookiego.
Przewróciła się na drugi bok... lecz oczu już nie zmrużyła. Wzrok jej przykuł widok rycerza w dziwnej pozie zalegającego krzesło w jej pokoju.
Irytacja powodowana kocią swawolą odeszła w niepamięć.
Uniosła się lekko wspierając na łokciu i tłumiąc w sobie śmiech przyglądała się śpiącemu drowowi.
Przystojny jak zawsze, pomyślała uśmiechając się w myślach do Szczęścia jakie ją spotkało.
Głowa Asmada opadała ku przodowi tak, że broda spoczywała niemal na piersi jego unoszonej miarowym oddechem,
a ręce zwisały bezwładnie ku podłodze. Rhu przypatrywała mu się dłuższą chwilę walcząc z myślami czy przerwać jego spokojny sen i zapobiec porannemu bólowi jaki powita go na dzień dobry czy też pozwolić mu na wypoczynek, którego zwykle tak sobie żałuje.
Namyśliwszy się, zwróciła swe oblicze na kociaka, który przeczuwając co go czeka uprzedził ją i posłusznie acz leniwie i z wyraźnym wyrzutem opuścił łóżko. Odprowadziła wzrokiem małą bestię szeptając do niego.
- Noo już się nie bocz... sam przystałeś na tą umowę.
Kooki w odpowiedzi zamachał ogonem i zwinął się w kłebek na swoim posłaniu prychając co chwilę.
Rhu poprawiła pościel po czym delikatnie zsunęła się z łóżka. Podeszła do śpiącego rycerza i pogładziła jego policzek. Kiedy otworzył oczy uśmiechnęła się ciepło i zapraszającym gestem wskazała na łóże.
- Tam chyba będzie Ci wygodniej...
Asmad
PostWysłany: Pią 15:15, 09 Mar 2007    Temat postu:

Asmad idąc wraz z Zarthem zauważył jakąś postać wychodzącą z jednego z pokojów... jednak nie dane mu było sprawdzić któż to. Zarth złapał go za rękę i wciągnął do drugiego korytarza
-Idziem po -beknął- butelczyn jeszcze ze dwie... bedziesz pilnowoł czy nikt nie podpotruje- i szedł żwawym acz lekko chwiejnym krokiem dalej.

Vallathril wbił spojrzenie w rozwarte drzwi, jakiegoż zdziwienia doznał, gdy zamiast Asmada ujrzał Azazelię... do tego w lekko prześwitującej koszuli nocnej. Ramzo stracił na chwilę rezon i wpatrywał się w przebijające przez koszulę atrybuty kobiecości nowo przybyłej.
Nim Vallathril zdążył cokolwiek rzec, Azazelia zrobiła dwa susy, przewróciła go na łóżku i usiadła na nim okrakiem.
Nim ktokolwiek zdążył pojąć cóż się stało Azazelia złączyłą ręce swojego więźnia i poczęła je związywać rzemieniem
-Nie waż się ruszyć albo Ci gardło przegryzę- rzekła oblizując usta i nie przestająć wiązać.
Ramzo posłusznie siedział nie wiedząc czy to do Niego. Vallathril natomiast przyzwolił na jej zabawę nie mogąc przepuścić widoku, który się przed nim rysował... zgrana, skąpo ubrana mroczna elfka, siedząca na nim okrakiem sprawiała że robiło mu się gorąco. Cóż z tego, że rzemienie wgryzały się w ciało, a delikatności w jej ruchach tyle co kot napłakał. Najważniejsze było iż w przyśpieszonym oddechu jej atrybuty przyjemnie falowały tuż przed jego oczami.
Skończywszy swe dzieło Azazelia zeszła z Vallathrila.
-Już koniec? A miałem nadzieje na więcej...- rzekł z udawanym smutkiem łucznik. Odpowiedzią Azazelii było wepchnięcie mu do ust ubrania walającego się po pokoju.
Ramzo oczekiwał na jego kolej, jednak z wielkim smutkiem zauważył iż Azazelia kręcąc swymi biodrami skierowała się do wyjścia... Zatrzymała się jednak zerkając na stół... podeszła i wzięła z niego leżącą, żółtą świecę.
-Banan- uśmiechnęła się do swych majaków i wyszła z pokoju. Ramzo podrapał się po głowie...
-Jaki banan?- spytał zdziwiony. Spojrzał na Vallathrila, który właśnie wypluł szmatę ze swych ust
-Chyba się zakochałem- zaśmiał się- co tak siedzisz?! Rozwiąż mnie!
-Skoro Cię związała to niech Cię teraz rozwiązuje
-Rozwiązuj Psia Mać bo Ci w łeb dam
-Ciekawe jak to zrobisz
-No cóż, ale i tak było miło...- rozmarzył się- widziałeś w czym ona śpi?
-A wogóle coś miała na sobie?- zaśmiał się Ramzo
-Na sobie to może nie, ale co miała pod sobą to huhu...- obaj wybuchnęli śmiechem, po czym wzrok odwrócili na otwierające się drzwi...


Asmad akurat wracał wraz z Zarthem z jego tajnej skrytki. Obok nich przeszła Azazelia, uśmiechnięta i jakaś taka pogodna... jedna rzecz tylko nie pasowała, jednak nie odważył się nic rzec dopóki nie zniknęła za drzwiami swego pokoju
-Po cholere ssała świeczkę?- zapytał sam siebie
-Ot, może lubi- wzruszył ramionami Zarth chwiejnym krokiem kierując się dalej.
Stanęli przed drzwiami Vallathrila i Ramzo. Asmada zdziwił dobiegający zza nich śmiech

-Co tu się do stu diabłów znów dzieje?- Asmad wszedł do pokoju.
-Zarth, weno rozwiąż mi te supły- Vallathril wystawił związane ręce
-Ni do rody brotku... ręce mom zajete...- uniósł obie ręce a w każdej butelka zajzla była.
-A co to?- zaciekawił się Ramzo
-Psia Mać! Niech mnie ktoś rozwiąże!- wrzasnął Vallathril
-Cisza!- rzekł twardo i surowo Asmad- Ramzo rozwiąż mu te więzy
-Ale...
-Żadnych ale! Rozwiązuj zanim się bardziej zdenerwuje
-Uważaj rycerzu co by Ci żyłka nie pękła- zakpił Vallathril- o patrz Ramzo, zobacz jaki już się czerwony robi... o, a teraz zielony... poczekajmy jeszcze chwile a może i inne kolory zobaczymy.
-Nie mo co godoć po próżnicy- Zarth nie wiadomo kiedy otworzył pierwszą butelkę i pociągnał porządnego łyka. W tym czasie Ramzo począł rozwiązywać rzemienie na rękach Vallathril.
Asmad zerknął jeszcze raz na korytarz czy znów nikt nie wstał obudzony hałasami. Cichutko i powoli zamknął drzwi od pokoju.
-Dobrze, Ramzo znajdź tutaj jakieś kufle...
-na co?- spytał Zarth z dziwnym błyskiem w oku
-na Twój trunek...
-w łeb nie chceta rycerzu? Zajzel Zartha nojlepszy od rozu z butli... pijta...- podał butelkę Vallathrilowi, ten powąchał i skrzywił się
-Psia Mać... znowu to?
-Pij- mruknął Asmad, patrząc jak towarzysz przechyla butelke...- Ramzo, pij...- przekazał butelczynę dalej. Zarth rozsiadł się na papierzyskach i księgach walających się po pokoju. Drugą butelkę na razie schował pod kapote tak na wszelki wypadek...
Po pierwszej kolejce poszła druga, potem trzecia... Zarth począł snuć jakieś dawno zapomniane opowieści, lekko podpity Asmad doszedł do wniosku, że teraz już będzie spokojnie i cichutko opuścił pokój majac nadzieje, że biesiadnicy nie zauważą jego absencji zasłuchali w opowieść Zartha...

===============================================

Stanął przed drzwiami. Najciszej jak mógł nacisnął na klamkę, która lekko zaskrzypiała. W pokoju był mrok, jednak lekkie światło wpadało przez okno oświetlając dwie śpiące istoty... W zasadzie teraz prawdopodobnie już tylko jedną.
Asmad przyłożył palec do ust, Kooki cicho mruknął i jakby z przyzwoleniem położył na nowo głowę na łóżku. Rycerz najciszej jak potrafił wślizgnął się do pokoju.
Kooki cicho mruczał w spokojnym sennym oddechu.
Asmad wziął krzesło leżące przy biurku, ustawił nieopodal łóżka i zaczął się wpatrywać w śpiącą tam osobę. Rhu wyglądała jakby spała. Zamknięte oczy, spokojny, miarowy oddech. Miał nadzieje, że jej nie zbudził. Nie wybaczyłby sobie iż przerywa jej w śnie, ale chciał po prostu na Nią popatrzeć.
Światło zza okna lekko łaskotało jej mlecznobiałe piękne włosy. Asmad patrzył urzeczony jak odbijają światło tworząc aureolę wokół jej głowy. Uśmiechnął się w duchu wiedząc, że jego towarzyszka tak spokojna jest tylko jak śpi.
Patrzył na rysy jej twarzy, delikatne i piękne, na jej usta lekko otwarte.
Poprawiła się w łóżku, ruszyła ręką i zsunęła z siebie nakrywający ją koc. Spojrzał na Nią skąpaną w świetle księżyca. Chwile się przyglądał podziwiając jej piękno, po czym wstał i z troską okrył ją spowrotem...
Wrócił na swe krzesło... był gotów przesiedzieć całą noc przy Niej, byle tylko móc na Nią patrzeć.
Vallathril
PostWysłany: Czw 23:58, 08 Mar 2007    Temat postu:

- No, z cięciwą to się zgodzę - Wymamrotał cicho siedzacy na łóżku mężczyzna. - Ale z tym.. - spojrzał na siedzącego na łóżku opodal Ramza. - to nie wiem.
- Vall, do kogo ty mówisz? - drowka wydawała się zupełnie zbita z tropu.
- No do Kathira - Odparł.
- Go tu nie ma imbecylu - Magus odparł drwiąco.
- Jego, sie mówi, imbecylu. - Vallathril rozglądnął się po pokoju. - och, aha.
Niezręczna cisza oplotła pokój, oboje mężczyźni spoglądali na stojącą w drzwiach maginię.
- Ty weź idź się kobieto ubierz - wypalił Vall starając się nieprzyglądać przebranej do spania elfce.
- ehe - wysapał Ramzo gapiąc się na elfkę z szeroko otwartymi: buzią i oczami.
Rhud parskneła cicho po czym obróciła się znikając w mroku korytarza.
- gońcie się. - skwitowała. - jak dzieci skonczyly walki na poduszki to spać, nie denerwować - dodała odchodząc.
Vall i Ramzo spojrzeli po sobie uśmiechając się lekko, nagle jak gdyby łapiąc się na tym co robią, odwrócili spojrzenia próbując przybrać kamienny wyraz twarzy.
- No i ten.. csiii - łucznik uciszył sam siebie. Krótkie, ciężkie, niezgrabne kroki na korytarzu dawały znać o nadchodzącym, pijanym krasnoludzie. Jak się domyślał kroczył także i Asmad, skrzywił się lekko na samą myśl o kolejnej reprymendzie, wbił spojrzenie w rozwarte drzwi czekając na rozwój wydarzeń.
Rhudruanah
PostWysłany: Czw 21:30, 08 Mar 2007    Temat postu:

Przetarła zmęczone oczy wierzchem dłoni nasłuchując czy dwójka narwańców zakończyła swą kłótnię.
W jej głowie kłębiły się myśli, że gdyby nie to potworne zmęczenie pewnie sama ochoczo dołączyłaby
do dyskusji... lecz nie dziś. Ziewnęła przeciągle i półprzytomna ruszyła w kierunku swej komnaty.
Podeszła do drzwi swego pokoju, a dłoń jej zawisła w powietrzu tuż nad klamką...
Uśmiechnęła się pod nosem przeczuwając co zastanie, dlatego najdelikatniej jak tylko potrafiła nacisnęła
na mosiężną klamkę. Uchyliła nieco drzwi zaglądając do środka.
- Taaak.. no ależ oczywiście, nie krępuj się- wymamrotała z uśmiechem nie spuszczając oczu
z olbrzymiego kociego cielska, który wykorzystując chwilę nieuwagi swej pani, wśliznął się do jej
łóżka zagrzebując w pościeli... Kooki leniwie otworzył jedno oko przypatrując jej się chwilę, po czym
wyprężył jak mandolinowa struna i przewrócił na drugi bok... robiąc jej nieco miejsca.
Kobieta skrzywiła się zauważając ten jakże wymowny gest lecz nie miała ochoty siłować się z mała bestią,
to też zaległa ciężko na łóżku rzucając sucho na dobranoc.
- Jak miło z Twej strony...
Azazelia
PostWysłany: Czw 20:51, 08 Mar 2007    Temat postu:

Trzaskając wściekła dzwiami z tabliczką Aza 666 ,bełkotała sama do Siebie .
Przymieżając sie do poownego snu zauważyła w kącie schowane wiaderko . Uśmiechneła się pod nosem po czym szybkim ruchem otworzyła szufladę wyjmując kawałek szkła . W mgnieniu oka skonstruowała "wiadro" . Odcieła szczyty rośliny stojącej na komodzie po czym zapakowała do szkła wepchniętego w aparature zwaną "wiadrem". Wskrzesiła ogień , podpaliła i przyjeła .
Z szerokim uśmiechem i przyćmionymi oczkami nie chciałą tracić nocy na spanie . Czartoskie myśli jej błąkały sie po głowie .
Rozmażona co by tu wywinąć ujżała rzemyk na stoliczku .
Nie zastanawiając się co dalej wymkneła się cichaczem z pokoju , aby nikt jej niezauważył . Przemierzając korytarz napotkała Zartha z Butlą Zajzajera , którego sprytnie omineła ukrywając sie w cieniach .
Dotarła do pokoju z wywieszoną tabliczką Vall i Ramzo , uradowana zatarła rączki.Rozejżała się ponownie upewniając czy przypadkiem nie nadchodzi jakiś niewygodny świadek , który mógłby nakablować dla Kathira co tu sie odstawia . Korytarz był pusty , wyjmując wytrychy wyszczerzyła buźke w demonim grymasie .
Nastała cisza , która zakłuciło przez sekunde trzask puszczającego zamka.
Wślizgneła się do środka po czym pocichutku zatrzasneła drzwi .
Nie mineło 5 minut a uradowana Aza z bananem w gębie udała się w drogę powrotną do swojego pokoiku .......
mrok
PostWysłany: Czw 20:43, 08 Mar 2007    Temat postu:

Nasłuchując głosów nocnych po murach się plątających. Wstał od swego stołu , oparł się o kominek patrząc w płomienie tańczące.
Począł skupiać w myśli, skupił je na tyle silnie by ,materialny kształt, obłoku pary mogły przyjąć. Skierował je do pokoju z którego odgłosy przekomarzania się słychać było. Dotarły do młodego wojownika tu znad jego głową rozprężając się w potok słów które to tylko jemu dane było słyszeć.

- Vallathrilu zaznasz chwil kiedy nie będziesz się mógł doczekać widoku Ramzo i jego sowy. Kiedy będziesz wracać do seni by tchu złapać i z ran się wylizać, bo na sen czasu nie będzie. Nadejdzie chwila kiedy Twa cięciwa będzie krwią twych palców skrwawiona poprze z przetarte rękawice. Ramiona drgać będą po ciągłej pracy Cięciwą. Kiedy twoja magią będzie śpiew cięciwy, kiedy twym zaklęciem będzie ostatni oddech wroga.
Asmad
PostWysłany: Czw 19:51, 08 Mar 2007    Temat postu:

-Nic, nic Kochana wracaj spać- rzekł spokojnym łagodnym głosem w stronę wychodzącej już ze swej komnaty kobiety. Znał jednak Rhu zbyt dobrze, wiedział że raz zainteresowana nie odpuści dopóki nie dowie się w czym rzecz. Zaczęła kierować swe kroki w stronę pokoju Vallathrila. Asmad zdążył jeszcze skierować wzrok na dwójkę, która spowodowała to całe zamieszanie...
-Jak się przez Was nie wyśpi, zapłacicie mi za to srogo- syknął cicho bo Rhu już się zbliżała. Asmad przeniósł na Nią wzrok i w jednej chwili zmienił głos na spokojny- Kochanie powiem reszcie by się nie kłopotali... zaraz do Was przyjde...- rzekł kierując wzrok znów na dwójkę siedzącą w pokoju. Ostatnie słowa wypowiedział z wyczuwalną groźbą- ma być tu spokój do mego powrotu...
Wyszedł na korytarz patrząc jak co niektóre drzwi się otwierają...
-Wracajcie spać, to nic takiego- rzekł spokojnie przechodząc przez korytarz. Azazelia wyjrzała ze swego pokoju...
-Co to za hałasy?
-Vallathril z Ramzo mieli małą dyskusję... nic poważnego...
-Rzeknij im, że jeżeli się nie uspokoją to języki poodcinam- warknęła i zatrzasnęła drzwi. Asmad szedł dalej...
-Asmadzie, czy tu nigdy nie może być spokoju?- zaczepił go Laranel
-Wracaj do swych zajęć Laranelu, sprzeczka krótka była, ale Rhu już pilnuje by cisza była.
-Witojta- zaczepiła ich niska krępa postać od której na kilka metrów waliło jakimś trunkiem- co sie dzieje?
-Vendui Zarth, Vallathril z Ramzo nie mogli się dogadać...
-to ido do nich- mruknął krasnolud nie wiadomo skąd wyjmując pełną butelkę- zaro ich ułagodze... nie ma nic lepszego od zajzla...- beknął porządnie po czym swe kroki skierował w głąb korytarza... Asmad odprowadził go wzrokiem i nawet nie zauważył jak Laranel zamknął drzwi. Rycerz Shillen przetarł zmęczone oczy...
-Ech kolejna ciężka noc...- mruknął po czym zaczął iść za Zarthem myśląć tylko o tym by ciszy pilnować....
Vallathril
PostWysłany: Czw 19:14, 08 Mar 2007    Temat postu: Nowy

- CZYŚ TY DO RESZTY POSTRADAŁ ZMYSŁY?! - Błogą, nocną ciszę domu gildyjnego w Gludio przerwał wrzask mrocznego elfa.
Siedzący na łóżku drow wyglądał na wściekłego, wbił wzrok w rozpartego na łóżku na przeciw maga zaciskając pięści.
- No co? - odparł speszony mag.
- A choćby to! - drow wskazał palcem na tańczące, jakby na wietrze, kosmyki jego włosów. - I to! - następnie wskazał na unoszące się w powietrzu koc, bukłak z wodą i kilka książek.
- Pić mi się chciało! - krzyknął zbulwersowany mag.
- No... a to racja, nie mogłeś wstać i wziąć sobie. Musisz mi tu wydziwniać tymi swoimi sztuczkami!
- To nie są sztuczki tylko magia!
- A magiczne króliki z magicznych kapeluszy też wyciągasz? - rzucił drow śmiejąc się głośno.
Siedzieli tak wpatrując się w siebie ze złością.
- Dobrze. - mag rzucił się na łóżko, wszystkie unoszące się w powietrzu przedmioty opadły, jedna z książek trafiła Vallathrila w głowę.
- Ożesz ty cholero! - łucznik zerwał się na równe nogi porwał z podłogi bukłał z wodą, doskoczył do łóżka współlokatora, odkorkował i wylał całą zawartość na jego głowę.
- MASZ PIJ!
- imbecyl! - magus odepchnął nogą Vallathrila.
- Sam jesteś imbecyl
- nie, bo ty!
- ty, ty, ty! i niezachowuj się jak dziecko.
Głuche uderzenia okutych butów o kamienną posadzkę zbliżały się korytarzem.
- I przez Ciebie Ramzo! - krzyknął elf rzucając w maga jedną z ksiąg.
- Mam dość, już jesteś martwy śmieciu - ręce magusa zapłoneły ogniem, dzikie płomienie poczeły formować się w małą ognistą kulę.
Vallathril schwycił dużą, oprawioną czarną skórą księgę, otworzył na przypadkowej stronie i zbliżył do płonącej na stoliku świeczki.
- Nie, nie... to nie, prosze. - wymamrotał z przerażeniem mag.
- A widzisz.. odrazu inna rozmowa - rzucił z tryumfalnym uśmiechem łucznik.
Ramzo wyciągnął rękę w stronę Vallathrila.
- Oddaj, bo... - łomot do drzwi przerwał magowi. Oboje umilkli, natychmiastowo rzucili się na łóżka, gasząc świeczki i przykrywając się kocami.
- Dobra, wiem, że tam jesteście, wchodze - zamek drzwi puścił ze zgrzytem uchylając je powoli.
- Bo dlaczego do jasnej cholery nowy dostał miejsce w moim pokoju?! - łucznik usiadł na łóżku spoglądając na zarys sylwetki w drzwiach. - Narzucał mi tu cholera jakiś gówien, na co mi to? - elf począł wskazywać na sterty ksiąg, szat i innych podejrzanie wyglądających przedmiotów.
- NO! - ciągnął - i ma jeszcze tą cholerną sowę, on z nią rozmawia w nocy kiedy myśli, że już śpie.
- Wcale nierozmawiam!
- Właśnie, że tak!
- A nie! bo nie!
Asmad wkroczył do pokoju trzymając się za głowę.
- Wy obaj jesteście nienormalni, to i macie pokój razem. - wymamrotał.
- SAM JESTEŚ NIENORMALNY - zawyli zgodnie w odpowiedzi.
- Asmadzie, cóż tam się dzieje? - delikatny, kobiecy głoś dobiegł z korytarza. Można było posłyszeć zgrzyt kolejnych otwieranych drzwi, a następnie kolejnych.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group